23.06.2013

piątka

„Ciężko, a jakże zobrazować pojęcie śmierci. Kojarzy mi się jedynie z motylem, który przysiada na płatku pięknego kwiatu, po czym wzbijając się w powietrze, wprawia w drgania złocisty pyłek. Tym dla mnie jest śmierć - piękną chwilą, niebagatelną, lecz niemal nie dostrzegalną nawet dla bystrego oka”.

Fiolello Vincridi Młodszy


Elia szła za nimi, nie bardzo wiedząc, po co to robi. Chciała swobodnie odjechać, pozostawiając to wszystko za sobą, była niemal pewna, że koń wciąż stał na podwórzu. W tym momencie, jaką cudownie prostą możliwością wydawało się opuszczenie tego miejsca i ulokowanie się na wygodnym grzbiecie zwierzęcia.
Rzeczywistość jednak zmuszała ją do patrzenia, jak Frigner trzyma nóż przy szyi elfa. Zupełnie nie miała pojęcia, co powinna była zrobić, by wszystko potoczyło się inaczej, lepiej.
Wiedziała doskonale, że wpakowała się w kabałę, której nie dość, że nie rozumiała, to jeszcze stawała się ona coraz bardziej niebezpieczna. Wszystko przez jakieś złoto, które mało ją interesowało i tak samo dotyczyło, zdawało jej się, że te elfy także nie mają z tym nic wspólnego, wyglądali na zaskoczonych, gdy zadawano im pytania. Elia uważała, że doskonale zna ludzkie łganie i równie dobrze potrafi je rozpoznać, z elfim nie miała jednak nigdy do czynienia, nie była pewna, czy czymś się różnią.
Lonan odetchnął głęboko i w tym momencie poczuła jego oddech na karku, zimny, wywołujący nieprzyjemne dreszcze. Elia zdawała sobie sprawę z tego, co elf chce zrobić, bała się, że nie uda mu się podejść na tyle blisko, by coś zdziałać, że go usłyszą, że... W tym momencie uświadomiła sobie fakt - za szybko ich polubiła, a to mogło ją zgubić. Podświadomie wolała to, niż egoizm, który tak często jej kiedyś towarzyszył i niszczył jej życie. Pomimo wszystkiego nie chciała do tego wracać.
W dokładnej ocenie sytuacji przeszkadzały jej włosy, ta ruda fala, opadająca na twarz i przysłaniająca cały widok. Nie odważyła się ich odgarnąć, sądziła, że rozbudzi to jakiś dźwięk, który bez wątpienia ich zdradzi. Ledwo widziała co się dzieje, były to kontury postaci, żadnych szczegółów, czegokolwiek, co mogłoby jej pomóc w ocenie tego, co się za chwilę stanie.
Elf podjął decyzję. Bezszelestnie zrobił swój pierwszy krok naprzód, w stronę, stojącego tyłem do Elii, Frignera. Na moment zamknęła oczy, nie chciała chyba widzieć porażki, czuła potworny lęk, nie znając jego źródła.
Avolet podchodził, Frigner, trzymający Cohela – cofał się, a Lonan stał, czekając. Uruchomił się mechanizm, mechanizm poruszający się po określonej pętli, nie do zatrzymania, nie do przewidzenia... Dziwna maszyna, gdzie każdy z elementów chciał żyć, a było to po prostu niemożliwe, jeden stał się zbędny. Niepotrzebny trybik – Frigner.
Maszyna ruszyła dużo szybciej, Avolet coś krzyknął, nie wiedziała, jakich użył słów, czy to w ogóle były jakiejkolwiek słowa? Kotłowało się w jej wnętrzu, stała jak zamroczona i chociaż widziała, co działo się dookoła niej, to dźwięki nie docierały, ciało nie słuchało, jakby stało się martwe, tak nagle nieposłuszne.
- Uważaj! - Wyraźnie przedostało się przez gardło Elii.
Czas się zatrzymał. Wciąż widziała wolno opadającego na posadzkę elfa, słyszała jego charkot... Dławił się własną krwią, bardzo szybko uchodziło z niego życie, przelewało się przez nieczułe palce Sheroa'y, matki wszystkich bóstw, bogini... Gdzie byli bogowie? Dlaczego nie reagowali na śmierć, na krzyki, na Frignera ze strasznym uśmiechem na twarzy?
Nie wiedziała i nie chciała wiedzieć, chciała wierzyć, że jednak istnieją.

Do Cohela podbiegła Cayna, zalewając się łzami.
- Żyj! Musisz żyć! - krzyczała, gładząc go po jasnych włosach, przybrudzonych już teraz krwią, szkarłatną cieczą, która rozlewała się po podłodze coraz bardziej. Jego piękne oczy traciły blask, przestawały się poruszać, by już na zawsze pozostać nieruchome.
Wszyscy zamarli, poruszeni do głębi tą chwilą, wszyscy prócz Frignera, który korzystając z zamieszania, pobiegł w stronę wyjścia z karczmy. Avolet nie czekając, ruszył jego śladem, a tuż za nim Elia.
Na zewnątrz lało niemiłosiernie, wielkie krople waliły z ogarniętego mrokiem nieba na ziemię, sprawiając, że stała się jednym wielkim bagnem. Nie myśląc Elia wpadła w to błoto po kostki. Momentalnie, za sprawą ściany deszczu jej ubranie przesiąknęło wodą, jeszcze bardziej utrudniając ruchy. Musiała wkładać sporo wysiłku, by dogonić Avoleta.
Kierowała się krzykiem, który rozlegał się co jakiś czas. Jej celem było to, by jak najszybciej się tam dostać, to jednak nie wydawało się takie proste. Dziewczyna potknęła się i upadła, błoto zlepiło jej włosy i umazało twarz, nie myślała jednak o tym, wrzaski stawały się coraz wyraźniejsze. Przetarła się rękawem i próbowała odnaleźć źródło dźwięku wśród drzew zalanych falą błękitu, brunatnej ziemi i szalonej rzeki, która z niewiarygodnym szumem porywała słabe gałęzie w szaleńszy wir. Zerwał się gwałtowny wiatr, trzciny rosnące przy brzegu gięły się nienaturalnie we wszystkie strony, liście tańczyły w powietrzu, co jakiś czas uderzając ją po twarzy. Huk błyskawicy rozszedł się po ziemi w taki sposób, że dało się czuć nienaturalny prąd, przechodzący przez całe ciało. W ciszy pomiędzy następnym uderzeniem znów usłyszała krzyk, teraz udało jej się dokładnie odnaleźć jego źródło.
Elia, ujrzawszy tę scenę zamarła. Avolet leżał w błocie, zakrwawione i brudne z ziemi ręce Frignera ściskały go za gardło, nie pozwalały na żaden ruch.
Wyraźnie dawał znak, bym mu w jakiś sposób pomogła.
- Rusz się, a go zabiję – spokojnie wycharczał Frigner. Bała się jego słów, tego, co zamierzał i do czego był zdolny. Znała go już od tej strony, nie raz bił ją, gdy był jej klientem, podniecało go najzwyczajniej to, że sprawiał innym ból. Elia znosiła to spokojnie, bo dobrze płacił, poza tym pochodził z wysokiego rodu, jego ojciec często pokazywał się na dworze królewskim. Teraz jednak wiele się zmieniło, przede wszystkim poglądy dziewczyny. Poczuła, że nie musi być dłużej bierna. I tak przecież została zhańbiona, starała się więc kierować tym, co dawno zniknęło, czymś, czego przez wiele lat nie czuła – sumieniem.
- Pamiętasz mnie?
- Nie przypominam sobie. - Nie spojrzał, nawet się nie ruszył.
- Tak krótką masz pamięć Frignerze?
Odwrócił się. Jego oczy były jak zamarznięta tafla jeziora, pozbawione jakichkolwiek uczuć, chociażby tej oczekiwanej przeze nią wściekłości. Były puste, a przez to nieludzkie, wręcz przerażające.
- Ty? - zapytał zdziwiony, było to jednak tak krótkie słowo, że nie pozostawiło po sobie żadnych odczuć.
Tak krótka chwila, ten nic nieznaczący moment wystarczył, by Avolet skorzystał z danej mu od losu okazji. Złapał do płuc upragnione powietrze i nie myśląc wiele, czy mu się uda, uderzył napastnika zgiętym kolanem prosto w brzuch. Frigner zwinął się z bólu. Elf zaniósł się kaszlem, nie przestał jednak wymierzać kolejnych ciosów leżącemu w błocie rycerzowi. Po chwili przestał, stanął z boku i rzucił:
- Wynoś się, tak, żebym cię więcej nie spotkał... Bo ci nie daruję, bogowie mi świadkami, zabiję. Spalę i na wisielców drzewie powieszę!
Frigner spojrzał na nich swym opętańczym wzrokiem. Krew lała mu się ze złamanego nosa, a on jakby nie czując bólu i hańby zaśmiał się tak okropnie, że Elię przeszły dreszcze. Wolała, żeby Avolet go zabił, żeby go nigdy więcej na swojej ścieżce nie spotkała. Nie rozumiała, dlaczego pozwolił mu odejść.
Po chwili Frigner zniknął im z oczu. Wciąż lało, ciemne niebo rozświetlały błyskawice.
- Nie pytaj dlaczego – powiedział elf, dotykając jej ramienia. Udawała, że kropla, która pojawiła się na jego twarzy była tylko smugą deszczu.
Trybik pozostał przy życiu.

3 komentarze:

  1. Hwæt! Tak starym, dobrym, anglosaskim słowem wstępu witam się z szanowną Autorką tej histerii, oraz z Czytelniczkami (bo płci brzydkiej ci tu chyba niedostatek). Może od wstępu zaznaczę, że opowieść znalazłem dzisiaj rano, buszując po blogosferze, od razu przykuła moją uwagę klimatyczną, bardzo ładną szatą graficzną oraz mapą (doskonałe dzieło!). Treść okazała się równie interesująca, co mnie cieszy ;) .

    Nadrobiłem szybko całość opowiadania i przez chwilę głowiłem się, jak to rozwiązać. Stwierdziłem, że pisanie odpowiedzi dla każdego kolejnego rozdziału mija się z sensem, stąd skomentuję całość pod tym, najnowszym, fragmentem. Cóż więc mogę powiedzieć? Najgorzej jest zacząć, więc rozpocznę od pochwały - to jest kawał dobrze napisanej, wciągającej historii z ciekawymi bohaterami. Cierpi oczywiście na chorobę wszystkich dzieł blogowych, to znaczy ma krótkie rozdziały - udało Ci się jednak, Autorko, dobrze rozrysować charaktery i nakreślić świat przedstawiony, co biorąc pod uwagę skromną objętość jest warte docenienia. Nie przepadam za głównym bohaterem, kojarzy mi się z niesławnym Eragonem, dużo lepiej czytało mi się rozdziały koncentrujące się wokół postaci Elii - może to też zasługa wyrobienia sobie pióra na przestrzeni czasu jaki upłynął od rozdziału I do obecnego, czyli V ;) . Podobały mi się wątki poboczne (czyli bunt wieśniaków, choć czy to taki sensu stricte wątek poboczny - nie jestem pewny). Nie podoba mi się przedstawienie magii, ale to już zwalić można na karb moich gustów - podobnie w wypadku elfów. Nie jestem fanem takiej stylizacji, w mojej opinii też opis zarówno czarowania, jak i obcej rasy, trochę kuleje. Nie czuć potęgi ani majestatu mocy magicznej - co z drugiej strony jest nieźle opisane w scenie w chacie, tej zamarzniętej, gdzie znaleźli Ylofa. Podobnie, elfy wyglądają i zachowuję się jak ludzie ze spiczastymi uszami, no i mają swoich bogów, tyle. Sądzę, że mogłabyś popracować nad takimi detalami.

    Strasznie mnie uderzyło, rozbawiło raczej niż cokolwiek innego, anulowanie chłopom podatków w pierwszym fragmencie. Nigdy nie spotkałem się z takim określeniem zwolnienia ze świadczeń lennych - jeśli chcesz utrzymać świat w stylizacji średniowiecznej, to radzę poprawić takie elementy, psują immersję.

    Styl jest dość plastyczny, opisy dużo lepiej idą Ci w rozdziałach z byłą prostytutką w tle, widać, że takie rzeczy idą Ci lepiej i zręcznej niż opisywanie walki czy polowania (to drugie w ogóle mnie zasmuciło, bo sam jestem fanem polowań, a opis mnie nie usatysfakcjonował). Ogólnie jednak jest fajnie, są emocje, jest plastyka w przedstawieniu akcji i otoczenia, dobrze się czyta. Cytaty na początku dobry pomysł ;) .

    Słowem zakończenia - na pewno będę śledził dalsze przygody Déra i Elii (jeśli dobrze rozpoznałem głównych bohaterów), oraz czekam i po cichu kibicuję rozbudowywaniu świata przedstawionego (przepiękna mapa, raz jeszcze wołam!). Zresztą już jakiś czas temu dodałem do Obserwowanych. Historia zapowiada się dobrze, jakby trochę podciągnąć styl to czytałoby się jeszcze lepiej ^^ .

    Ze swojej strony, zapraszam do siebie, zacząłem dzisiaj, stąd się reklamuję (pierwszy i ostatni raz): http://krolestwo-bez-kresow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać na mój komentarz! Najpierw komputer, a potem wszystkie wszystkie opowiadania i trochę mi zeszło. Na wstępie - czemu tak krótko?! Przyzwyczaiłaś mnie do długich rozdziałów, a tu się skończyło, nim na dobre rozpędziłam się z czytaniem :) Na początek pochwalę znów coś, co uwielbiam w twoim wydaniu - przyroda jako bohater. Ona daje niesamowite tło do wydarzeń i wszystko jest takie plastyczne. W zaprezentowanym rozdziale deszcz. Trochę gubiłam się, gdy w zdaniu pojawiło się kilka imion i musiałam wracać do poprzedniego rozdziału, by jakoś sobie to tam poukładać, ale jest dobrze. Znaczy się, chyba ogarnęłam! Polubiłam się z rudowłosą. Naprawdę odpowiada mi ta bohaterka. No i zakończenie rozdziału.Bardzo intrygujące zdanie. To wszystko jest takie... no po prostu... ładne! Przepraszam za ubogie określenie :( Mam nadzieję, że szybko uporasz się z poprawkami i wrócisz z kolejnym rozdziałem. Czekam z niecierpliwością! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, nie dziwię się, że się przenosisz z innego portalu tutaj. To jest, jak na razie, jeden z normalnie pracujących i funkcjonujących portali Na blog.onet liczyć już nawet nie można i o. Grafika w wykonaniu Jill, jak zawsze prześliczna, co tutaj dużo mówić, hehe.
    Całość połknęłam jednym kęsem. Wszystko przeczytałam i sposobało mi się. Inaczej bym nie dotrwała, prawda?:) Magowie zabierają i dzieci iżycie, a niech ich ktoś pozabija nawet! Szkoda mi tylko mieszkańców wioski, bo chcieli tylko obrony swoich dzieci i praw, a zostało im to tak brutalnie odebrane. Dobrze, że Orzeł i Kruk trzymają się razem i uciekli z tego przeklętego miejsca, oby im udało się uciec! Ciekawą odskocznią była podróż , jakby nazwać... kurtyzany, i spotkanie elfów, ich wspólna podróż i nieszczęśliwe zdarzenia w karczmie. Aj, czy oni naprawdę nie przybyli po torbę? Nic a nic nie wiedzą? Jak to możliwe, jejkuś:( I co teraz, co się stanie dalej? Z niecierpliwością będę wyczekiwała kolejnego rozdziału także serdecznie pozdrawiam!:)

    Katte.

    OdpowiedzUsuń